-Nie zajmuję się bogaczami, politykami, czy ludźmi, którym w życiu się bardzo powiodło -podkreślał. -Chyba, że to jest folklor polityczny typu Andrzej Lepper. Muszę powiedzieć, że to był cudowny bohater, krwisty i kwiecisty. Zresztą uwielbiałem go i to z wzajemnością, bo nawet parę razy proponował mi żebym został jego rzecznikiem prasowym.
Śledząc pracę reporterską Jacka Hugo-Badera nie można pominąć wydarzenia w 2016 roku, kiedy to bohater „Lektury Obowiązkowej” poszedł na Marsz Niepodległości, jak sam powiedział z „gębą pomalowaną na czarno” i chciano go wówczas pobić.
-Uważam, że to była bardzo dobra robota dziennikarska. Był to eksperyment, który miał na celu zbadać, czy stanie z czarną gębą jest zajęciem bezpiecznym. Inspiracją do pomysłu pójścia na marsz z czarną gębą, byli goście mojego kolegi, który ma firmę fonograficzną. Byli to czarnoskórzy muzycy reggae. 10 listopada, dzień przed świętem niepodległości, ten mój kolega nie wiedział co z nimi zrobić, bo przecież tego dnia jego goście nie będą w Warszawie bezpieczni. Podsumowując, sytuacja nie była zbyt komfortowa, a ja pomyślałem, że nie chcę żyć w kraju, w którym z powodu jakiejś daty nie można wyjść do miasta tylko dlatego, że ma się czarną skórę.
Jacek Hugo-Bader opowiadał augustowianom o historiach ze wszystkich swoich książek. Czytał też ich fragmenty. Mówił o swoich wyprawach do Rosji, a na pytanie o to czy były one bezpieczne, odpowiedział, że jadąc w świat najbardziej boi się złych ludzi.
-Nic złego mnie nie spotkało. Częściej w Warszawie mnie okradano, szczególnie gdy człowiek przesadzi z kroplami i zaśnie w autobusie nocnym. Różnie bywało, nie raz byłem głodny i zmęczony. Tu jednak nie chodzi o heroiczne bohaterskie wyzwanie, ale o to by wrócić z wyprawy i napisać książkę. -powiedział reporter.
Na zakończenie spotkania Jacek Hugo-Bader otrzymał swoją podobiznę, uszytą przez Izabelę Cembor z Pracowni Ala Ma Kota. Rozdawał autografy i rozmawiał z czytelnikami.
Napisz komentarz
Komentarze