Widowisko, inspirowane kinem Bollywood, przeniosło widzów w świat nasycony barwami, muzyką i tańcem, ale także pełen rodzinnych konfliktów, miłosnych rozterek i trudnych relacji. Augustowska publiczność zna już ten spektakl. Jego premiera odbyła się w lutym i podbiła wówczas serce widzów. Tym razem przedstawienie zagrane było z nieco zmienioną obsadą.
Reżyserka na scenie
-Zmiany w obsadzie spektaklu były spowodowane normalną rotacją aktorów i były dla nas niemałym wyzwaniem. Wymagało to szybkiej adaptacji. Jestem jednak ogromnie dumna z tego, jak cały zespół poradził sobie z tą sytuacją z zaangażowaniem, odpowiedzialnością i pełnym sercem. Tak bywa w pracy twórczej, część tancerzy wyjechała na studia, a jedna z moich aktorek już za chwilę powita na świecie maleństwo, co naturalnie nie pozwala jej dalej aktywnie tańczyć. Najtrudniejsze wydarzyło się jednak dzień przed spektaklem. Podczas próby generalnej jedna z głównych tancerek doznała odnowienia starej kontuzji. Na tyle poważnej, że trafiła na pogotowie. To niczyja wina, kontuzje po prostu czasem wracają. Dla tancerki pełnej pasji, która tak długo przygotowywała się do spektaklu, usłyszeć, że nie wystąpi… to było coś ogromnie bolesnego. Dagmara była bardzo smutna, a my wszyscy razem z nią -mówi Katharina Kochanowska, reżyserka i choreografka Augustowskiego Teatru Tańca. -Stanęliśmy więc przed decyzją: odwołać spektakl albo w niektórych scenach zastąpić Dagmarę… reżyserką. Przyznaję, że dla mnie było to mocne wyjście ze strefy komfortu. Od lat nie stałam na scenie teatralnej. Ale los zdecydował za mnie. I muszę powiedzieć, że było to dla mnie wyjątkowo poruszające doświadczenie, móc wystąpić obok własnych tancerzy, wcielić się w postać i przeżyć to razem z nimi. A widownia, która wiernie towarzyszy nam w każdym spektaklu, po raz pierwszy miała okazję zobaczyć reżyserkę na scenie. To również uczyniło ten wieczór absolutnie wyjątkowym. Jestem naprawdę dumna z całego zespołu, z ich odwagi, otwartości i profesjonalizmu.
Wzruszenia po obu stronach sceny. Niezwykła więź między artystami a publicznością
Mimo tych wszystkich nieprzewidzianych okoliczności kolejna odsłona bolllywoodzkiego widowiska była niezwykle udana. Publiczność nagrodziła spektakl gromkimi brawami.
-Po raz kolejny mieliśmy publiczność aktywną, zaangażowaną, skupioną i głęboko poruszoną. I muszę powiedzieć jedno: nie tylko widzowie się wzruszają. My, aktorzy i tancerze, również. To, co widzicie na scenie, nie jest tylko grane. My naprawdę to przeżywamy. Jeśli ktoś dostrzegł łzy na twarzach aktorów, to były one prawdziwe -dodaje Katharina Kochanowska.
-Ludzie po spektaklu podchodzą i opowiadają o swoich historiach, nierzadko ze łzami w oczach. Mówią: „Ja miałam takiego ojca, jak ten w spektaklu, pani Katharino…”, „Miałam wrażenie, że opowiada Pani o mnie…”, „Ten spektakl przyniósł mi ulgę”. To są niezwykle poruszające momenty, które pokazują, że między sceną a publicznością naprawdę coś się otwiera, serca, emocje, wspomnienia. Myślę, że dzieje się tak dlatego, że w tym spektaklu obecna jest prawda. Jesteśmy zgranym zespołem. Moi tancerze naprawdę czują każdy mój scenariusz. Ufają mi, a ja ufam im. Coraz lepiej się rozumiemy. Kiedyś musiałam tłumaczyć każdą scenę, każdy gest, a dziś zaczynam zdanie, a oni je kończą. To wyjątkowe uczucie patrzeć w tym samym kierunku i tworzyć coś tak szczerego. Jestem wdzięczna światu za tę możliwość.




































































































Napisz komentarz
Komentarze