Mowa potoczna na obradach rady
Jednym z najsłynniejszych i najczęściej używanych sformułowań przez przewodniczącą rady miejskiej Alicję Dobrowolską są słowa: „Nie ma bata”. Co ciekawe, wspomniane określenie było niejednokrotnie stosowane przez nią na forum publicznym. Takie słownictwo to ewenement, bo czy potrafimy wyobrazić sobie sytuację, by obecna Marszałek Sejmu z mównicy sejmowej pouczała posłów mówiąc do nich np. „Na pana nie ma bata”? Oczywiście nie potrafimy sobie tego wyobrazić, gdyż pani marszałek szybko stałaby się po czymś takim bohaterką prześmiewczych memów. Ale słowa o bacie tak często używane przez A. Dobrowolską nie wydają się przypadkowe. Patrząc na to jak steruje obradami przewodnicząca, jak manifestuje twardą rękę i sprawowaną władzę, bat jest naturalnie pierwszym skojarzeniem. Opozycja niejednokrotnie, zresztą słusznie, zarzucała pani Alicji zauważalną stronniczość i uderzające zaangażowanie po stronie obozu rządzącego.
Niektórym pozawala się na więcej
Postępowanie radnej Dobrowolskiej budzi też pytania o podwójne standardy. Przewodnicząca potrafi bezwzględnie przerwać wypowiedź oponenta władz miasta uznając ją za niestosowną, ale widzieliśmy też jak milczy i nie reaguje, kiedy członek koalicji rządzącej posłuży się jakąś niestosownością. Najlepszym dowodem była ubiegłoroczna wypowiedź szefa Naszego Miasta Tomasza Dobkowskiego, podczas której parokrotnie użył słowa: „zwyrodnialec” pod adresem bliżej nieokreślonej osoby, mającej rzekomo dezinformować w tematyce powołania zespołów szkolno-przedszkolnych. Dobrowolska ani myślała upomnieć Dobkowskiego, że powtarzane przez niego słowa o „zwyrodnialcu” w dyskusji publicznej są obraźliwe i nieadekwatne do sytuacji. Gdyby podobnym słownictwem operowała opozycja, przewodnicząca z pewnością w kilka sekund przerwałaby ten komentarz i wyraziłaby oburzenie. Ale przykładów mogących potwierdzić stosowanie podwójnych standardów, moglibyśmy wskazać zdecydowanie więcej.
Minuta wypowiedzi mieszkańców
Na lutowej sesji rady miejskiej doszło do skandalu w punkcie zapytania i wolne wnioski, gdy niektórzy radni koalicji rządzącej dokonali swoistego samosądu na Marcinie Kleczkowskim. Przy udziale oraz pełnej aprobacie Alicji Dobrowolskiej, radny Kleczkowski został na oczach mieszkańców zmieszany z błotem, odsądzony od czci i wiary, przedstawiony niemalże, jako damski bokser. Mnóstwo szokujących insynuacji i kubeł pomyj, który wylano na głowę lidera augustowskiego PiS, przejdą do historii augustowskiego samorządu i zapiszą się na czarnych kartach. Atak na Kleczkowskiego trwał bardzo długo, a przewodnicząca nie miała wówczas żadnych uwag do czasu wypowiedzi. Mieszkańcy chcący zabrać głos na sesji musieli czekać wiele godzin, by wojenka dobiegła końca i można było przedstawić ważne społecznie tematy.
Wydawało się, że po takiej kompromitacji w lutym, na kolejnej sesji przyjdzie opamiętanie i chociaż odrobina autorefleksji. Tymczasem marcowe obrady również zapiszą się, jako bardzo kontrowersyjne posiedzenie. Głos mieszkańców Augustowa został bowiem niemal dosłownie spacyfikowany. Przewodnicząca na marcowej sesji najpierw nie udzieliła głosu reprezentantce mieszkańców Zarzecza, gdy dyskutowany był punkt dotyczący ich petycji. Później w punkcie wolne wnioski najpierw nie chciała udzielić głosu cenionemu społecznikowi, a następnie dała mu zaledwie minutę na wypowiedź. Chwilę potem Alicja Dobrowolska ponownie zaskoczyła.
Receptą ma być dokręcenie śruby
Pod koniec marcowej sesji przewodnicząca ubolewała nad kolejnymi bardzo długimi obradami. Ale zaproponowana przez nią recepta wzbudza konsternację. Dobrowolska oznajmiła, że rada powinna przemyśleć obradowanie na przyszłość, zwłaszcza punkt wolne wnioski. Dodała, że to ukłon w stronę radnego Marka Sznejdera (przewodniczącego doraźnej komisji statutowej –przyp.) o rozważnie zmian w statucie. Krótka, być może niezauważona przez opinię publiczną ocena Dobrowolskiej to bardzo niebezpieczna zapowiedź. Jej realizacja oznaczałaby, że punkt wolne wnioski (jedyny, w którym mieszkańcy i radni mogą wypowiedzieć się swobodnie na sesji) może zostać w nieodległej przyszłości ograniczony. Koalicja rządząca może wnieść do statutu np. ograniczenie czasu wypowiedzi radnych i innych osób w tym punkcie. Co więcej, te spekulacje już się pojawiały. W połowie stycznia na komisji statutowej radna Dobrowolska poinformowała, że zmiany statutowe dotyczące wolnych wniosków były dyskutowane przez koalicję rządzącą, ale postanowiono od nich odstąpić, by nie padły zarzuty o kneblowaniu ust.
Przewodnicząca nie widzi błędów
Dobrowolska słusznie zauważyła wtedy, że statut powinien być dokumentem nadrzędnym, bo raz jest się u władzy, a innym razem w opozycji i nikt nie powinien zmieniać statutu pod siebie. Przewodnicząca rady powinna szukać przyczyn długich sesji po swojej stronie. Chodzi tu m.in. o możliwość niemal nieograniczonego zabierania głosu przez urzędników burmistrza, długie, zmieniające się niemalże w przemówienia wypowiedzi zastępcy burmistrza, skarbnika czy mecenas urzędu miejskiego. To są bardzo realne powody naszych długich sesji, do czego prowadząca obrady Alicja Dobrowolska walnie się przyczynia pozwalając urzędnikom na tyrady, które nie zawsze dodają wielkiej wartości do dyskusji. Zapowiedzi Dobrowolskiej odnośnie zmian w statucie (mogących dokonać się głosami koalicji rządzącej) i lekceważące potraktowanie mieszkańców na marcowej sesji, mogą świadczyć o wyjątkowej pysze. Pamiętajmy o mądrości ludowej i znanym porzekadle informującym, przed czym kroczy pycha.
Niebezpieczny, absurdalny pomysł
Ewentualne majstrowanie przy statucie miasta przez rządzących, co zostało bardzo otwarcie zasugerowane przez przewodniczącą, potencjalna próba ograniczenia swobody wypowiedzi w punkcie wolne wnioski, byłoby postępowaniem skrajnie kontrowersyjnym. W obecnej kadencji samorządu trudno mówić o etyce. Ale o pewnych sprawach najlepiej mówią liczby. W radzie miejskiej jest 21 radnych. 11 z nich tworzy koalicję rządzącą, a 10 jest w opozycji. To nikła, wręcz marginalna różnica. Już dawno obóz rządzący mógłby zaznać smaku porażki w głosowaniu, gdyby sesje odbywały się na sali obrad, a nie przed komputerami. Oczywistym jest, że zapewnienie stuprocentowej frekwencji na sali posiedzeń jest rzeczą wiele trudniejszą niż w przypadku sesji zdalnych. Być może dlatego przewodniczącej cały czas nie spieszy się z tym, by powrócić do obradowania stacjonarnego. Wracając do podziału szabel w radzie na rządzących i opozycję. Gdyby zsumować liczbę oddanych głosów na poszczególnych radnych podczas wyborów 2018 roku okazałoby się, że paradoksalnie to opozycja cieszy się większym mandatem społecznym aniżeli ekipa rządząca. Jeśli w takich okolicznościach sojusznicy pani Alicji Dobrowolskiej z nią na czele zdecydowaliby się zrealizować kontrowersyjny pomysł w sprawie ograniczenia wolnych wniosków, byłoby to działanie zdecydowanie niezrozumiałe, mogące przynieść szkodliwe skutki oraz takie, które nie powinno mieć miejsca przy podziale głosów w radzie 11 do 10. Tak daleko idące, budzące wątpliwości zmiany można byłoby z podniesionym czołem wprowadzać, gdyby podział wynosił np. 14 do 7. Inaczej może to wyglądać jak niebezpieczny knebel względem opozycji i mieszkańców miasta.
Napisz komentarz
Komentarze