
Bartosz Lipiński
Zapowiedź autora relacji:
Film:
Zdjęcia:







Leszek Cieślik studiował na Uniwersytecie Gdańskim, gdy wprowadzony został stan wojenny. Mieszkał z małżonką w akademiku przy ulicy Polanki, był świadkiem historycznych wydarzeń.
-Stan wojenny zastał mnie w Gdańsku, gdzie byłem studentem drugiego roku prawa. Był to dla nas szok połączony z wielką złością, którą prezentowaliśmy podczas odbywających się później manifestacji. Byliśmy pełni obaw i myśli, że coś utraciliśmy. Przed 13 grudnia 1981 na uczelni działały kluby studenckie, np. dyskusyjne kluby filmowe. Oglądaliśmy produkcje zza żelaznej kurtyny. Do dziś nie potrafię zrozumieć dlaczego w Polsce objęto cenzurą film „Łowca jeleni” i nie można było go obejrzeć. Ten film pokazywał prawdziwe oblicze wojny wietnamskiej, ale przede wszystkim uświadamiał, że każda wojna jest czymś strasznym -wyjaśnia Leszek Cieślik.
-Razem z żoną kończyłem prawo. Wprowadzenie stanu wojennego zmusiło nas do postawienia pytania o naszą przyszłość zawodową. Marzeniem każdego absolwenta prawa jest zostanie w następnych latach sędzią lub prokuratorem. Ale zdawaliśmy sobie sprawę, że ówczesna władza będzie miała olbrzymi wpływ na sądownictwo, co było fatalnym prognostykiem. Po upływie 44 lat trzeba przyznać, że nie doceniamy posiadanej wolności. Musimy pamiętać, że za wolność kolejnych pokoleń niektórzy stracili życie podczas dramatu stanu wojennego -tłumaczy Cieślik.
Po ulicach jeździły opancerzone samochody
Adam Sieńko był wtedy studentem wydziału leśnego Akademii Rolniczej w Krakowie (obecnym Uniwersytecie).
-Wieczorem 12 grudnia 1981 roku wraz z delegacją międzyuczelnianego komitetu strajkowego uczelni krakowskich wróciłem do Krakowa z Poznania, gdzie odbywał się ogólnopolski zjazd uczelnianych komitetów strajkowych. Stan wojenny zastał mnie w akademiku przy Alei 29 Listopada w Krakowie. Po spaleniu archiwum NZS-u, w tym listy osób biorących udział w strajkach udałem się na uczelnię, która była otoczona pojazdami wojskowymi. Brałem udział w ewakuacji strajkujących studentów. Przebyliśmy na piechotę pół Krakowa, aby dotrzeć na uczelnię. Informację o wprowadzeniu stanu wojennego odebrałem z szokiem, choć byliśmy świadomi, że komuniści mogą posunąć się do wszystkiego, aby utrzymać władzę. Pewne symptomy o nadchodzącym niebezpieczeństwie były wcześniej -podkreśla Sieńko.
-Jako członek Niezależnego Zrzeszenia Studentów i przewodniczący NZS na wydziale leśnym, należałem do międzyuczelnianego komitetu strajkowego. Komisarz ze studium wojskowego próbował namówić nas do zaprzestania strajku. W trakcie tych rozmów po ulicach dookoła uczelni jeździły skoty - opancerzone wozy bojowe, czym władza chciała zamanifestować swoją siłę. Byliśmy wystraszeni i zdezorientowani, jedni zamierzali walczyć, z kolei inni chcieli uciekać. Ja do Augustowa wróciłem po tygodniu po kilkudniowym ukrywaniu się u jednego z nauczycieli akademickich. Był to trudny czas dla moich rodziców i mojej przyszłej żony. Tata przebywał za granicą, mama była na miejscu w Augustowie. Ostatniego dnia pobytu w Krakowie spotkałem się z obecną żoną, która wróciła do Krakowa pomimo restrykcji dotyczących podróżowania. Podjęliśmy decyzję o powrocie do domów. Spotkanie z mamą po tygodniu od 13 grudnia, było ogromnym przeżyciem dla nas obu, bo przecież nie działały telefony i brak było jakichkolwiek wiadomości co się z nami dzieje -wspomina Adam Sieńko.





































Napisz komentarz
Komentarze