Już od kilku lat jest pani koordynatorem orkiestrowych akcji w Augustowie, czyli ma pani, że się tak wyrażę, pod sobą mnóstwo ludzi, jak pani sobie radzi z zarządzaniem nimi, bo na pewno łatwe to nie jest.
- No właśnie – panuje przekonanie, że aby zrobić wielką imprezę (a augustowskie finały to naprawdę niemałe przedsięwzięcia), musi być jakieś typowe zarządzanie ludźmi. Tymczasem takie podejście nic by nie dało. Jak zarządzać kilkoma setkami przypadkowych osób, z których prawie każda ma swoją pracę zawodową i rodzinę, pracuje za darmo i jeszcze do tego zwykle jest niezłą indywidualnością? No, niech ktoś spróbuje dyktować takiemu, co ma robić. Tu wszystko musi opierać się na pasji, chęci, dobrej woli, osobistej odpowiedzialności. Ileś osób decyduje się poświecić kilka miesięcy, tygodni, dni lub godzin w roku na rzecz Orkiestry i to jest ten niebywały kapitał, który trzeba zauważyć, docenić i jak najlepiej ukierunkować. Jak to się kręci? Pracujemy w zespołach tematycznych, imprezy robione są na zasadzie samodzielnych projektów, więc – albo ktoś jest realizatorem własnego pomysłu i sam wie najlepiej, co ma robić, albo dołącza do jakiegoś zespołu i automatycznie wchodzi w rolę. Ujawniają się coraz to nowi, fantastyczni organizatorzy, którzy robią znakomite imprezy. Po raz pierwszy w życiu. Moim zadaniem jest tylko skoordynowanie tych wszystkich działań, zapewnienie przepływu informacji, połapanie nitek, kiedy zaczynają się rwać. Dlatego muszę wszędzie być i o wszystkim wiedzieć. To zajęcie żmudne, czasem stresujące, ale ta możliwość obserwowania, ile w ludziach jest pasji, zapału i niezbadanych możliwości jest bezcenna.
Duża impreza wiąże się z kosztami. Jak wygląda organizacja finałów od tej strony?
-To kolejny mit, który chcę obalić. Można robić świetne imprezy przy minimalnych kosztach – pod warunkiem, że jest rzesza ludzi do pracy i zacznie się pracę odpowiednio wcześnie. Trzeba tylko rozwinąć kreatywność, inwencję twórczą, zainwestować czas. Podam przykład. Zastanawialiśmy się, jak uhonorować wszystkich uczestników biegu: pamiątkowe medale, plakietki, jakieś gadżety, smycze …? Wszystko kosztuje i generuje śmieci. Więc na czym stanęło? Naszyliśmy serduszek. Pięknych, kolorowych, radosnych serc z resztek materiałów, które każda trzyma w domu, „bo mogą się kiedyś przydać”. Dziewczyny przez kilka miesięcy spotykały się w wolnych chwilach i kroiły, szyły, wypychały. Wyszły cudeńka! Podobnie z przygotowaniem dekoracji na bieg – wszystko bez kosztów, własnoręcznie i z surowców wtórnych. Fantastyczny pomysł jednej osoby. A efekt aż oczy rwie. Jak mantrę powtarzamy zdanie: pieniądze mają trafiać do puszek i szukamy rozwiązań alternatywnych. Pewnych kosztów nie da się, oczywiście, ominąć – w czymś trzeba podać zupę, muszą być plakaty promocyjne, ale i tu pracujemy nad minimalizacją i kosztów, i śmieci. To tylko kwestia czasu.
Napisz komentarz
Komentarze