Bigos od wicestarosty Dariusza Szkiłądzia
-Święta mojego dzieciństwa wyglądały zupełnie inaczej niż obecnie. Z tego czasu pamiętam srogie zimy, bo o tej porze było już bardzo dużo śniegu, czemu towarzyszyły bardzo miłe wydarzenia. Po ulicy Nadrzecznej, na której wtedy mieszkałem, nie jeździły samochody, ale zaprzężone w sanie konie z dzwonkami uwiązanymi u szyi. Rolnicy, których było wtedy dużo, poruszali się głównie saniami. Całą frajdę stanowiło to, że można było do tych sań się podczepić i pojeździć na butach. To działo się w okresie świąt. Nieopodal mojego domu na terenach lekko bagiennych, które zdążyły już zamarznąć, starsi koledzy robili „krętawę”, czyli wbijali słupek drewniany z drążkiem. Kilku chłopaków kręciło drążkiem, który ktoś inny trzymał, kręcąc się po lodzie na butach lub łyżwach. Oczywiście, przy każdej szkole wylane były już lodowiska przez nauczycieli. Przy Szkole Podstawowej nr 5, do której uczęszczałem, były przygotowane różne rzeźby wykonane ze śniegu i lodu, które stanowiły dodatkową atrakcję. Na słupach wisiały głośniki, z których dobiegała muzyka, były zapalone światła. To dawało urokliwy klimat, który kojarzy mi się z okresem świąt zwłaszcza, że Święta Bożego Narodzenia były czasem ferii. Teraz mamy przerwę świąteczną w szkołach i krótko po nich ferie zimowe, a niegdyś była tylko dwutygodniowa przerwa świąteczna do 6 stycznia i wracało się do szkół. Kolejna przerwa była dopiero na Święta Wielkanocne. Wymienione zimowe zabawy, obok dużej ilości jazdy na sankach, to były miłe chwile spędzane w gronie koleżanek i kolegów, których było więcej niż obecnie, bo dzieci w szkołach uczyło się też dużo więcej. W tym czasie nie było komputerów, ani takich propozycji programowych w telewizji jak obecnie. Jako młodzi ludzie nie korzystaliśmy z nośnika informacji i rozrywki, jakim jest telewizor, a wolny czas spędzaliśmy na świeżym powietrzu we własnym gronie –przypomina Dariusz Szkiłądź.