Debata publiczna ze znakiem zapytania
W bieżącej kadencji rady miejskiej doszło do kilku sytuacji stawiających pod dużym znakiem zapytania pojęcie debaty publicznej. Zaczęło się od sesji 6 lutego 2020 roku. To wówczas na posiedzeniu podejmowane były w kilku przypadkach inne decyzje niż opiniowane wcześniej po bardzo długich dyskusjach na komisjach. Opozycja manifestacyjnie, w ramach protestu do takiej rzeczywistości opuściła salę i zerwała kworum na sesji. Rządzący wpadli na genialny pomysł i przy kolejnej okazji zgłosili akces do wszystkich komisji, w których dotychczas nie zasiadali. Tak niektóre z nich rozrosły się niemal do rozmiaru składu osobowego całej rady. Koalicja Naszego Miasta i grupy banitów z klubu PiS przekonywała, że teraz cała dyskusja na temat uchwał będzie przeprowadzona już na komisjach, gdzie nie obowiązują limity czasowe.
Cegiełkę do „nowej normalności” dołożyła przewodnicząca rady miejskiej, która przyjęła na sesji zasadę twardego trzymania się zapisów statutu. Radni mogli odtąd zabierać głos jedynie w ściśle ustalonych ramach. Ich wypowiedzi są teraz liczone do sekundy. Jak bardzo jest to szkodliwe, mogliśmy przekonać się w lipcu. Radny zgłaszający propozycję projektu uchwały do porządku obrad został praktycznie pozbawiony możliwości jej swobodnego uzasadnienia. Ostatnim aktem podważającym debatę publiczną w obecnych realiach, było zwołanie przez grupę radnych konferencji prasowej, na której atakowano lokalną gazetę i straszono ją sądem.
Zaskakujące zmiany i ich konsekwencje
Czy w najbliższym czasie dojdzie do przekroczenia kolejnej granicy? Już dzisiaj można mieć dużo zastrzeżeń do transparentności niektórych posiedzeń. Powtarzany jest slogan: „Państwo radni otrzymali materiały w systemie e-sesja”. Owszem, radni materiały otrzymali i mogli się dzięki temu nad jakąś sprawą pochylić. Ale mieszkańcy i media tymi materiałami przeważnie nie dysponują, a przez to nie znają spectrum tematu. Dobrym przykładem tego zjawiska może być komisja skarg, wniosków i petycji. Zdarzają się skargi omawiane w sposób tak bardzo enigmatyczny, że tylko ich autorzy oraz osoby mające wgląd do dokumentów mogą domyślić się, o czym jest mowa. Nie chodzi o ujawnianie czyichś personaliów lub publiczne dotykanie kwestii drażliwych. Ale czasami można odnieść wrażenie, że gdyby nie pytania od opozycji, niektóre skargi na działalność burmistrza byłyby niezrozumiałe dla osób oglądających obrady.
Możemy ubolewać, że niektóre posiedzenia komisji nie są do końca satysfakcjonujące, ale już niebawem mieszkańcy mogą w ogóle nie mieć do nich dostępu. Tak sensacyjną informację poznaliśmy na wrześniowej komisji ds. budżetu. Skarbnik Sławomir Sieczkowski przekazał, że w myśl nowych przepisów wszystkie obrady opublikowane przez urząd miejski będą musiały zawierać napisy. Ustawa o samorządzie gminnym nakłada na samorządy obowiązek transmisji sesji rady miejskiej i jej publikacji. Natomiast ten wymóg nie dotyczy już komisji. Z informacji skarbnika wynikało, że urząd dokonał analizy rynku związanego z transkrypcją i zamieszczaniem napisów na nagraniach video. Przygotowanie oraz umieszczenie napisów dla godziny posiedzenia to koszt 350 zł. Skarbnik wyliczył, że przy 30 godzinach obrad komisji w miesiącu, byłby to miesięczny koszt ok. 10-11 tys. zł, a roczny ponad 100 tys. zł. Dlatego zdaniem skarbnika czynione były analizy, czy nie powinno się zmienić statutu. Dokonując tej zmiany radni mogliby zdecydować, by nie transmitować lub nie publikować spotkań komisji.
Przewodnicząca rady miasta wyliczyła z kolei, że koszt publikacji około siedmiogodzinnego posiedzenia komisji rozwoju i uzdrowiskowej, z załączonymi napisami wyniósłby 2700 zł. Alicja Dobrowolska dodała, że zmiany w przepisach wchodzą w życie pod koniec września i wynikają z dyrektywy unijnej. Zaproponowała, aby zebrała się komisja statutowa i poruszyła ten temat, a później już od decyzji radnych będzie zależało czy komisje będą transmitowane i publikowane. Dobrowolska rozważała także wariant, aby obrady były transmitowane, ale bez opcji ich ponownego odtworzenia na portalu, z którego korzysta urząd miejski. Natomiast sekretarz miasta Sylwia Zajkowska uściśliła, że obowiązek transkrypcji dotyczy treści, które pojawiają się na stronach internetowych miasta. Sekretarz stwierdziła, że ustawa obliguje nasz samorząd, do dostosowania nagrań dla potrzeb osób niepełnosprawnych, np. niedosłyszących.
Ktoś chce ograniczyć dostęp do informacji?
Dyskusja na temat nowych przepisów i perspektywy braku nagrań z komisji pojawiła się też na ostatniej sesji rady miejskiej 24 września. Przewodniczący augustowskiego PiS Marcin Kleczkowski z niepokojem odniósł się do rozważań przewodniczącej, że być może zostanie podjęta decyzja o rezygnacji z nagrywania lub udostępniania posiedzeń komisji, bo nie jest to wymagane prawem. Radny podał inne aspekty, które jego zdaniem mogą o tym zadecydować.
-Chcecie państwo ograniczyć mieszkańcom dostęp do informacji publicznej. Uważam, że na komisjach rozmawiamy o ważnych sprawach publicznych i mieszkańcy mają prawo śledzić i oglądać te nagrania. Jeśli chodzi o temat kosztów, należy przypomnieć istotną rzecz. Obrady komisji trwają tak długo i wynikają z nich takie koszty, ponieważ koalicja rządząca dokonała zachłannego abordażu na komisje, przez co stały się tak liczne. W jednej z komisji jest dzisiaj niemal cały skład osobowy rady. Gdybyście państwo nie byli tak ekspansywni i nie chcieli takiej dominacji, komisje liczyłyby kilka osób jak w poprzednich kadencjach i nie trwałyby tak długo. I to jest wyjście z sytuacji, a nie ograniczenie mieszkańcom dostępu do informacji. Być może są sprawy, które chcecie ukryć. Może są sprawy, których się państwo wstydzicie, ale jest to zła droga –stwierdził na ostatniej sesji szef PiS w Augustowie Marcin Kleczkowski.
Alicja Dobrowolska ripostowała, że Marcin Kleczkowski powinien zapytać inne samorządy czy mają coś do ukrycia, skoro nie prowadzą transmisji z komisji. Najprawdopodobniej był to przytyk pod adresem powiatu, gdzie od początku kadencji transmitowane są tylko obrady sesji. Radny PiS dopytywał, co to ma do rzeczy. Dobrowolska zauważyła, że decyzja w tej sprawie będzie należeć do radnych, na co Kleczkowski odparł: „Radnych waszej większości”.
Zastępca burmistrza chce łagodzić sytuację
Niepokój próbował tonować Filip Chodkiewicz. Zastępca burmistrza przypomniał, że zasadę transmitowania i publikowania posiedzeń komisji wprowadzono w poprzedniej kadencji, gdy władzę w mieście sprawowało Nasze Miasto. Zdaniem F. Chodkiewicza, gdyby radni podjęli decyzję o braku możliwości odtworzenia nagrań video komisji ze względu na wysoki koszt wstawiania napisów, możliwe będzie obejście tych ograniczeń. Jako wyjście z sytuacji podał publikowanie nagrań przez osoby prywatne, na portalach niezwiązanych z urzędem miasta. Wiceburmistrz ocenił, że cała sprawa nie jest związana z utrudnianiem komukolwiek dostępu do informacji. Jeśli tak rzeczywiście jest, to z chęcią będziemy publikować nagrania z komisji bez napisów na naszym portalu dziennikpowiatowy.pl. Byłoby to rozwiązanie korzystne dla całej społeczności Augustowa, gdyż perspektywa utraty dostępu do posiedzeń byłaby fatalna.
Dzisiaj nie można przyjść na salę posiedzeń
W pierwszej połowie poprzedniej kadencji samorządu obrady nie były transmitowane. Tylko dzięki „Przeglądowi Powiatowemu”, którego dziennikarze nagrywali posiedzenia dyktafonem oraz publikowali je w internecie mieszkańcy mogli zapoznać się z przebiegiem komisji i sesji. Ale dziś powtórka z tamtej sytuacji byłaby raczej niemożliwa. Chociażby dlatego, że obecnie obrady są zdalne. Czekamy na rozwój wydarzeń licząc na to, że czarna prognoza się nie ziści.
*Artykuł ukazał się w 39/2020 numerze "Przeglądu Powiatowego".
Napisz komentarz
Komentarze