Już w tę sobotę, 29 lutego w Sanatorium Augustów Medical SPA przy ulicy Zdrojowej odbędzie się nietypowa impreza. Spotkanie nosi tytuł „Mam raka i na życie smaka”. Organizatorzy zapraszają na wspólne rozmowy o nowotworze piersi, przeplatane wieloma atrakcjami.
Beata Perzanowska
Inicjatorką tej akcji jest Justyna Krzywińska, która sama zmaga się z chorobą nowotworową piersi. Jej historię przedstawiamy pod tym artykułem. Pani Justyna bardzo mocno zaangażowała się w profilaktykę raka piersi. Wzięła udział w sesji zdjęciowej przeprowadzonej przez warszawską Fundację Kochasz Dopilnuj. Jak sama mówi w tym wszystkim chodzi głównie o to, by kobiety uświadomiły sobie, jak ważne są badania samokontrolne, profilaktyczne, a także wizyty u ginekologa czy badania mammograficzne i usg. Program spotkania „Mam raka i na życie smaka” będzie bardzo bogaty. Zacznie się od rozmowy z dyrektorem i lekarzami Białostockiego Centrum Onkologii. Fundacja Kochasz Dopilnuj opowie o swojej akcji #pomacajsie. Zaplanowana została także wystawa zdjęć podczas której dowiemy się, skąd wziął się pomysł na takie sesje zdjęciowe. Należy dodać, że każde zdjęcie to jedna historia osoby chorej na raka. Fotografie będzie można również wylicytować, a tym samym wesprzeć fundację, by mogła nadal wykonywać sesje zdjęciowe kobiet i przy okazji edukować społeczeństwo. Podczas tego spotkania będzie także można zarejestrować się w DKMS czyli bazie dawców szpiku, bezpłatnie zbadać wzrok. Na panie będzie też czekać stoisko AVON-u, firmy kosmetycznej która wspiera działania na rzecz profilaktyki raka piersi. Można też będzie zasięgnąć porady brafitterki i zwiedzić stoiska przedstawicieli sklepów z protezami piersi, perukami, różnymi nakryciami głowy, strojami kąpielowymi oraz bielizną profilaktyczną. Nie zabraknie też akcentu muzycznego. Spotkanie uświetni koncert Oliwii Prawdzik i Krystiana Czai. Impreza odbędzie 29 lutego, o godz. 16.00. Organizatorem tego przedsięwzięcia jest Justyna Krzywińska i Stowarzyszenie GOA.
Historia Justyny Krzywińskiej, organizatorki wydarzenia „Mam raka i na życie smaka”opublikowana w mediach społecznościowych pod tytułem:
„To ja jestem zdrowa, tylko k…a raka mam :)”
„Jestem Justyna, niektórzy mówią, że wojowniczka. Poznajcie kilka kartek z mojego pamiętnika…
13.01.2018 r. To był piękny, wesoły dzień - studniówka córki Julki. Jako rodzicielka i opiekun wybieram się też. Wiadomo, trzeba się wystroić i przygotować. Biorę prysznic, przy okazji omiatam wzrokiem piersi i robi mi się gorąco – dostrzegam na lewej piersi zmianę przy sutku. Jak Scarlet O’Hara stwierdzam, że jednak pomyślę o tym jutro, dziś – niech żyje bal! Następnego dnia telefon do znajomej z centrum onkologii – namawia mnie, żeby przyjechać i zbadać. Ale ja jak Scarlet O’Hara… stwierdzam, że pomyślę nawet nie jutro, ale… po powrocie z wymarzonych wakacji, na które wybieram się na Filipiny. Niech żyją wakacje! Po powrocie zajęłam się oczywiście „ważniejszymi” wg mnie sprawami. Szykowałam się do sezonu, (prowadzę mały „kulturalno-turystyczny zakątek”) a przecież bez właściwego przygotowania, umówienia koncertów, obmyślenia organizacji, sezon może okazać się niezbyt dobry. Bieganina, tysiące telefonów, zakupów, wyjazdów. I dodatkowo grom z jasnego nieba. Moja malutka córeczka chyba dorosła (ale jak się z tym pogodzić???) i postanowiła się wyprowadzić z domu. Bardzo to przeżyłam. Ona pewnie też, bo było dość nerwowo.
8.06.2018 r. Wreszcie jadę sprawdzić co z tą piersią. Wszystko umówione - usg i biopsja cienkoigłowa. Wynik super, nic nie ma, wszystko dobrze, tylko torbiele do obserwacji. Następna wizyta za pół roku. Ufff, szczęśliwa, zadowolona. Nic mi nie jest! Moje plany na ślub we wrześniu nabierają barw! Już mi niosą suknię z welooonem… śpiewa mi w duszy. Niech żyje miłość, niech żyje radość! Koniec października 2018 r. Hmm… moja radość jednak trochę przygasza się - zauważam, że ta zmiana się powiększa, ale zbliża się wymarzony zasłużony urlop. Dzwonię do znajomego lekarza i rozmawiam o zmianie, ale też o zajebiście zapowiadającym się urlopie. No dobra, znów jak Scarlet – jadę, ale wracam i biorę się za siebie. A teraz – Niech żyje urlop!
25 lutego 2019 r. Stawiam się wreszcie u znajomego lekarza. Szybka i bezpośrednia diagnoza: „Nie wygląda to dobrze, k…a mać” - gorączkowe telefony, gdzie, kto może mnie przyjąć. No więc znowu – usg, mammografia, wszelaki kaliber igieł. Niestety - nowotwór złośliwy sutka.
13 marca 2019 r. Konsylium. Oczekiwanie.
14 marca 2019 r. Pierwsza chemia. Czerwona. Pierwsza załamka. Do tej pory wszystko działo się szybko, nie miałam czasu myśleć o chorobie, o przeszłości, o przyszłości, dzieciach, pracy, domu, życiu. Po chemii czułam się fatalnie. Spuchnięta, obolała, słaba, czerwona. Cztery dni totalne zwątpienie - nie miałam siły wyjść z domu, nie mogłam nic jeść. Niech żyje… ale co…jak? Pustka!
18 marca 2019 r. Anioły jednak są. Pierwszy to Ela (chrześnica) – parafrazując znany tekst - „dużo w niej radości i dobrej pogody”, woziła mnie na chemię i wspierała. Drugi - Sylwia Bielawska – dziękuję! Za rozplątanie moich splątanych myśli i uporządkowanie mnie. Sylwia dała radę zjeść ze mną trochę wymuszoną kolację, wyciągnęła do kina i postawiła mnie do pionu. Dzięki niej poznałam jej kuzynkę Anię, która też choruje, z którą rozmawiam po trzy godziny i która mi otworzyła oczy na to ze RAK TO NIE WYROK - RAKA SIE LECZY. Niech żyje… co? No na pewno nie rak! Niech żyją Anioły! A jest ich sporo. Zapewniam.
Kwiecień – sierpień 2019 r. Kolejne chemie, wyjazdy najpierw co trzy tygodnie, później cotygodniowe. Czerwone, białe woreczki, czepeczki, chusteczki. Sezon. Dałam radę. A jak były jakieś „nie halo” sprawy, to trudno. „Bardziej łyso nam już nie będzie” – mawiała moja inna koleżanka z naszej „paki mającej raki”, bo okazało się, że w mojej okolicy takich nadających się do tej paczki jest sporo.
Wrzesień 2019 Prześladuje mnie ta „13”. Trzynastego zauważyłam zmianę, trzynastego było konsylium, trzynastego miał być mój ślub, ale nie odbył się. 13 września pojechałam za to na urlop, na przekór wszystkiemu – rakowi, na przekór „13”. Dacie wiarę? Do Chorwacji. Niech żyje przygoda!
Październik 2019 Już po sezonie, jesiennie, trochę refleksyjnie. Kiedy jesteś chory, rozumieją Cię tylko Anioły. Wszystkie mniej anielskie istoty kiwają głowami nad Tobą. „Tak, tak, o, ja wiem, co to rak, moja ciocia/kuzynka miała też. Boli? Taaak, ja to jestem chora, tylko raka nie mam, a tak wszystko mnie boli, w kolanie strzela, w biodrze strzyka, ręka drętwieje”. Chciałoby się powiedzieć: „To ja jestem zdrowa, tylko k…a raka mam.”. Jak się słyszy takie rzeczy od własnej matki, to nie wiadomo, czy śmiać się czy płakać. Nie, nie płaczę, nie lamentuję. Cięcie! Akcja – operacja!
Listopad 2019 r. Ćwiczę, jeżdżę na rehabilitację i czekam na dalsze leczenie. Kocham swoje dzieci, swoją wnuczkę Zuzię schrupałabym żywcem z miłości. Cieszę się każdą chwilą. Żyję. Pełnią życia! Robię wszystko, na co mam ochotę. Niech żyje bal! Bo to życie to bal jest nad bale! Żyjcie i nie poddawajcie się! A przede wszystkim macajcie!”
Napisz komentarz
Komentarze