Sezon filmowy DKF Kinochłon” rozpoczął pokazem polskiego filmu z 1938 roku pod tytułem „Robert i Bertrand”. W roli głównej wystąpili Adolf Dymsza i Eugeniusz Bodo. Film jest jedną z perełek przedwojennej polskiej kinematografii i rozbawił do łez licznie zgromadzą w sali Kina Iskra publiczność. Entuzjazm widzów wzbudził też gość tego pokazu Stanisław Janicki, który prowadził znany program „W starym kinie”. Bohater spotkania po krótce zdradził tajniki funkcjonowania przedwojennego, polskiego kina i chętnie odpowiadał na pytania Moniki Rowińskiej z rady programowej DKF- u, prowadzącej pokaz. Zdradził widzom kilka szczegółów ze swojego życia. A mianowicie w chwili wybuchu II wojny światowej Stanisław Janicki przebywał w Warszawie. Jego ojciec został zmobilizowany na front, a on wraz z ciocią uciekał niekompletną ciężarówką.
- W ciężarówce stały wiklinowe kosze każdy, kto jechał miał coś na kolanach. Szoferka była bez szkła w związku z tym jazda samochodem była koszmarem. Jechaliśmy tylko nocą ponieważ w ciągu dnia był ostrzał. Proszę sobie wyobrazić jedzie się nocą, a kierowca ma ciemne okulary, a w dodatku za szoferką stały dwie beczki z benzyną. O świcie szukaliśmy jakiegoś zagajnika, żeby przeczekać do nocy i przed nami ukazał się wiadukt, którym musimy przejechać. Tylko ten wiadukt drewniany cały płonie. To było traumatyczne przeżycie, ale jak się to opowiada, to jestem natychmiast posądzany o to, że za dużo fantazjuje. Przejechaliśmy wtedy i dosłownie parę minut potem wiadukt runął – opowiadał Stanisław Janicki.
Takimi opowieściami jak z rękawa sypał Stanisław Janicki, chociażby o szkolnych wybrykach.
- Trwały nieustające reformy i ja już czasami nie wiedziałem, w jakiej szkole się uczę czy w gimnazjum czy w podstawówce – wspominał Janicki. – Nie o tym zresztą chciałem, często w szkole żartowaliśmy, ale te żarty nie robiły nikomu krzywdy. Pewnego dnia, na prima aprilis przestawiliśmy całą klasę na odwrót. Jak wszedł profesor to wstaliśmy, ale kłopot był w tym, że staliśmy do niego tyłem, a to było niegrzeczne. Niestety nauczyciel miał kiepskie poczucie humoru i jako wójt klasy zostałem ze szkoły wyrzucony. Nie mogłem się przyznać przed rodziną, że zostałem wydalony, bo na to nie pozwalał mi honor. Robiłem więc wszystko tak, jakbym do szkoły chodził. Wychodziłem rano i wracałem o odpowiedniej porze. Przypadek jednak zrządził, że spotkałem nauczycielkę i ona zapytała, co ja robię w godzinach lekcji. Przyznałem się jej do wszystkiego i ona sprawiła, że zostały mi przywrócone prawa uczniowskie.
Stanisław Janicki zdradził mnóstwo takich ciekawych szczegółów ze swojego życia, a zrobił to z niezwykłym urokiem, jaki dobrze znamy z programu „W starym kinie”.
Napisz komentarz
Komentarze